16.10.08

Katowice czyli juz prawie dom

...ale prawie robi wielka roznice!
W sumie stwierdzam, ze dla jakiegos przybysza z mocno cywilizowanego swiata tzw. zachodniego klimaciki na dworcu PKP w Katowicach bylyby rownie zadziwiajace i egzotyczne co dla nas marokanskie jadlodajnie brudne jak warsztat samochodowy.
Oto ciagle istnieje tu bar, ktory pamieta dobre czasu socjalizmu- ogromny a pusty z szaro-burymi sciano-szybami, z umarlym neonem "restauracja" pisanym ta charakterystyczna pochyla trzcionka. W tle brzmi kiczowata muzyczka umpa umpa z lichych automatow do gier. Obok mnie siedziala bardzo "elegancka" kobieta w wieku bardziej niz srednim w zlotej kurtce i oko miala podkreslone mocno niebieska kreska... Na czarnych czarnych stlolach lezaly plastikowe zolte podkladki z wytartymi czerwonymi szlaczkami, jeden stol posiadal zolty obrus materialowy dodatkowo.
Na dworcu mozna kupic mydlo i powidlo: kolorowo sie prezentuja pizamki i ciuszki naprzeciw stoisk z owocami i warzywami..ot taka nasza polska medina.
Jednym slowem tez mamy swoje relikty przeszlosci, ktorymi mozemy (??) przyciagnac do nas turystow :P

12.10.08

Oualidia wisienka na torcie...

Oualidia nie byla w naszych normalnych planach. Polecil ja nam Polak spotkany w Merzoudze.
Jak dojechalismy wieczorem i w tym deszczu ( a jakze niestety padalo jak z cebra) zobaczylismy te jedna ulice na krzyz troche zlorzeczylismy, ze nawet juz rodak rodaka potrafi zrobic w balona....
Z przystanku zostalismu zgarnieci do jakiegos apartamentu "good price just look madame" i... tu sie okazal juz max luksus za jedyne 17zl od osoby. Oceniam ten apartament na jakies 100m2 dwa pokoje, dwa salony, mebelki sosnowe nowka sztuka. Oczywiscie jest maly kruczek, ale o tym sama wlascicielka kobiecina chyba nie wiedziala. Jest jakis problem z instalacja elektryczna moze na wskutek tego deszczu a moze na skutek spartaczenia roboty przez ichniejszych elektrykow. Faktem jest, ze pierwszego wieczora korki wylaczalo srednio co 5 minut, wiec zeby spokojnie wziac prysznic jedna osoba musiala pelnic dyzur pietro nizej przy korkach heheeh

Za to rano jak wyszlam na spacer oczom moim ukazal sie widok jak z katalogu Neckermanna i TUI razem wzietych... przepiekna zatoczka oslonieta skalami, piekna plaza, biale domki i za cypelkiem duze fale rozbryzgujace sie malowniczo o ostre skaliste kamienie i do tego slonce, upal HURRA. Zostaje tu do samego konca!! Wrecz do srody rano, bo do Casablanki sa 3 godziny drogi i do g. 13 teoretycznie powinnam dotrzec bez problemu na lotnisko w srode...

Dzien spedzilam zatem na plazy, blogosc blogosc... W pewnym momencie przysiadl sie chlopaczek wypisz wymaluj wygladajacy jak Gringo Cz. !!!! Juz w drugim zdaniu spytal sie o wiek, a ja tu po prawie trzech tygodniach targowania taka mam wprawe, ze wytargowalam swoj wiek na 26 lat (noo, on dawal mi 24 heheh) Sadze, ze sam jest wlasnie taki jakis 24letni... ( w takim wieku robi sie staz studencki?) Przyjechal na wakacje zanim rozpocznie w tej Oualidia prace w banku. Mowil staranna fracuszczyzna, ubrany byl po europejsku,wiec wnioskuje, ze to troche lepszy dla mnie novio ;) niz troche brudny i troche zarosniety gostek w medinie Fez,ktory jasna sprawa proponowal zebym z nim zyla i pracowala w tym jego sklepiku z porcelana.. Okazuje sie, ze bystrzaki lokalesi szybko kumaja, ze skoro jestem jedna w dwoma parkami to zapewne jest mi smutno i oni chetnie sie mna zaopiekuja. Taka chec zglaszaja nawet tym moim znajomym podczas mojej nieobecnosci... Nic tylko wybierac ;P a Oualidia jest naprawde pieekna a novio taki kulturalny i uroczy , maja tu tani swiezo wyciskany sok pomaranczowy, ktory uwielbiam...sam plusy oj same plusy...

Od dlugiego juz czasu juz poznalismy prawidlowosc zeby jadac w knajpach gdzie sa lokalesi chocby te knajpy byly malo estetyczne i malo czyste jak na nasz burzujski gust. Mysle, ze wczoraj przeslismy samych siebie.... W tym lokalu-nielokalu brudnym jak jakis warsztat samochodowy, ale z liczna lokalna klientela zamowilismy tajina no i jakos tak wpadlismy na pomysl zeby jesc go widelcami. Okazalo sie, ze lokal posiadal na stanie 3 widelce (nas bylo 5) wiec uczynny Pan pobiegl do sasiedniego lokalu pozyczyc brakujace 2sztuki.... coz, to chyba przeroslo mozliwosci sasiada i dostalismy ostatecznie jeszcze jeden widelec i lyzke. Taka ekstrawagancja, o!

Al Jadida

Na pierwszy rzut oka glowna promenada nie ustepuje wygladem naszym Miedzyzdrojom. Oczywiscie dwa kroki w bok jest ten ich specyficzny brudek i smrodek i bieda, ale takie jakies to bez spojnego klimatu. Nawet weszlismy po drodze do jakiejs galerii handlowej tak z ciekawosci. Roznila sie tylko tym, ze nawet tam byl zamontowany glosnik z pobliskiego minaretu i bylo slychac nawolywanie muezinow ;) Hmmm, co Wy na to zeby w naszej Askanie sluchac kazania ksiedza podczas zakupow? :PPP Na to nasi jeszcze nie wpadli;PP
Im blizej konca wakacji tym nie zalujemy juz sobie wygod i mielismy super hotel. Super, bo porcelanka zamiast malysza (jak my tu obrazowo nazywamy te dwa rodzaje obowiazujacych toalet). Do tego bylo TV i telefon. Te TV to zawsze ciekawostka zobaczyc. Okazuje sie, ze ich telewizje stac na taki stary serial z mlodym i pieknym ;) Davidem Haselhoff, w ktorym mial gadajce auto... czyli jakis srednio 20letni serial...

Atrakcja Al Jadidy jest XVI wieczne miasteczko portugalskie wpisane na liste zabytkow UNESCO. Miasto otoczone fosa, grubym murem nad brzegiem morza; Jest naprawde piekne, imponujace, zachowane w super formie i w srodku tzn za murem mieszkaja ludzie. Chyba maja tu jakies sluzby porzadkowe z tego UNESCO, bo od razu w oczy rzucila mi sie czystosc na uliczkach.
Niestety juz w drugiej czesci dnia zaczelo mocno padac, co nie wrozylo dobrze zeby w Oualidia oddalonej o godzinke drogi mialo byc slonce i nareszcie wakacyjne klimaty na pozostale dni do konca urlopu...

w drodze nad Atlantyk

Bez wiekszego zalu opuszczalam deszczowe i mroczne [dla mnie] Fez. Dalej droga zmierzala przez Casablanke do Al Jadidy nad oceanem.
W Casa obejrzelismy ten drugi co do wielkosci Meczet swiata z najwyzszym minaretem 200 metrowym. Kosztowal bagatela 600 mln dolcow i prawie w calosci zostal wybudowany z datkow w ciagu.. 6 lat! [ile lat budowali nasz Lichen? chyba znacznie dluzej? to tak dla porownania sily wiary naszej i ich hehe] Kazdy dawca dostal dowod swojego datku i to sa chyba te jakies swiadectwa, ktore czesto gdzies widzimy oprawione w ramkach czy to w sklepie,czy knajpie czy w hoteliku.
Jest to jedyny meczet otwarty dla zwiedzania, ale mocno ograniczonego, tylko od pon do czwartku tylko w godzinach porannych przez 2/3 godziny i tylko grupy zorganizowane z przewodnikiem. W trojke w piatek o godzinie 14 nijak nie spelnialismy tych warunkow, wiec meczet obejrzelismy z zewnatrz. Fatktycznie imponujacy.

Narod tu jest uczynny i przyjacielski.... W Autokarze [tym lepsiejszym] z Casa do Al Jadidy nie bylo kratek w wywietrznikach nad siedzeniami a nawiew byl nastawiony na maksa i normalnie wrecz mrozilo. Mily pan wygladajacy jak mlodsza wersja Bin Ladena najpierw wykonal za mnie operacje napchania w te dziure zaslonki po czym szuru buru.... okazalo sie, ze "przypadkiem" ma przy sobie tasme klejaca, wiec za pomoca kawalka jakiejs szeleszczacej reklamowki zaklajstrowal otwor estetycznie i bylo gites :)))) Potem inny mily chlopiec z drugiej strony poczestowal mnie daktylem tlumaczac przy tym instrukcje obslugi jak sie wyjmuje te pestke ze srodka, no bo przeciez ja biala nieobyta z daktylami nie wiedzialabym tego... zaiste mily to narod, mily...

9.10.08

Fez-miasto labirynt

Doprawdy Medina w Fez jest imponujaca i ... mam juz jej dosyc po tym jak dwa razy sie zgubilam tak na maxa.
Wczoraj ciemna noca naprawde bylo nie wesolo.. Odlaczylam sie od grupy i szlam sama.Do pewnego momentu jak wracalam do hotelu jeszcze rozpoznawalam trase powrotna potem spotrzeglam, ze dwa razy wrocilam w to samo miejsce, no to poszlam na czuja w druga strone i znowu wrocilam w to samo miejsce ;/ Krecilam sie po ciemnych uliczkach pelnych ciemnych oczu i gostkow oferujacych "hamam" czyli masaz, bo taka biedulka zmeczona wygladam, albo " I will take you high before you die" itp itd. Sytuacje pogarszal fakt, ze nie pamietalam nazwy hotelu, komorka z numerami do reszty ekipy zeby sie spytac o ten hotel sie rozladowala, nie mialam zadnej mapy zeby nawet pokazac domoroslemu przewodnikowi dokad chce isc. Od taksowkarza rano, ktory nas zawiozl do tego hotelu dostalam wizytowke no to nic prostszego przeciez zadzwonic do niego i spytac jak sie nazywa ten hotel... Taaaa, ale jego telefon okazalo sie,ze tez nie dziala. Jak w koncu dopadlam wyczerpana i mokra z nerwow do jakiejs taksowki to kazalam gostkowi mnie wozic tak "na oko" az rozpoznam moja okolice..

Najbardziej specyficzna atrakcja mediny w Fez sa garbiarnie, ktorych technologia nie zmienila sie od sredniowiecza i zaiste jest to sredniowieczna technologia. W lepionych z gliny takich studzienkach pod golym niebem napelnionych naturalnymi barwnikami oraz... odchodami golebimi goscie golymi nogami ugniataja skory. Fetor fekaliow jest intensywny jak sie mozna domyslic,ja caly czas chodzilam tam z chusteczka przy nosie. Jak wrzuce tu zdjecia to bedzie pewien poglad na specyfike calego procesu,bo robi naprawde duze wrazenie... obraz nedzy i rozpaczy.

I wlasnie w Fez zauwazylam ze zgroza, ze zawodzenie muezinow przypomina nalot bombowy kiedy tak ze wszystkich stron slychac tylko sylabe "aaaaa" taki niskim glosem , bo "allah akbar" ginie w zgielku. Hmmmm.... Nieciekawe straszne to bylo uczucie

Ostatnie dni moich wakacji troche mnie zmeczyly, bo ciagle gdzies sie spieszylismy i wstawalismy o nienormanych porach. W gorach srednio g. 5/6 zeby zdazyc przed popoludniowymi deszczami, potem g.4 [grubo przesadzona] zeby zdazyc na ten wschod slonca na Saharze 30minut od hotelu, nastepnie noc w autobusie do Fez i zladowanie o g 6.
Jutro podobnie jakos wczesnie ruszamy, ale potem juz tylko luz!!! W planach jest Al Jadida i luzowanie sie przed powrotem..Teraz w Fez pada deszcz, ale liczymy na slonce nad oceanem. No i mamy info , ze nieco dalej polozona miejscowosc oferuje wypas owoce morza za przystepna cene....

Sahara

Postanowilsmy ruszyc bez zadnego przystanku w kierunku Merzuga. Znowu wiec komunikacja lokalna tym razem bez zadnej kury ;[ az dojechalismy do Ouarzazat. Wloczac sie po miescie noca szukalismy mozliwosci wymiany kasy.. zagadalismy w hotelu Mustafe, ktory okazal sie byc szefem calkiem nielichego hotelu i sie dogadalismy. Zacheceni tym, ze nie orznal nas na kursie wymiany zbytnio postanowilsmy zagadac go o te wycieczki na Sahare. Juz kilka razy wczesniej przekonalismy sie, ze czasami warto skorzystac z ich marokanskiego zwyczaju polecania jedni drugim, bo wychodzi sie na tym lepiej [czasami] . Targowanie szlo nam niezle, jako specjalny bonus dla nas wytargowalismy, ze Mustafa zafunduje nam kolacje i byla to jedna z lepszych kolacji do tej pory , ale jak sie potem okazalo jedna z najdrozszych zwazywszy na koszt calego tego dealu. Jeszcze zabral nas do hotelu zeby pokazac kolekcje swoich zdjec z roznymi gwiazdami kina marokanskiego i miedzynarodowego. W Ourzazat miescza sie mianowicie dwa studia filmowe. Tutaj krecono sceny do wielu filmow tj. Gladiator, Pasja,Kleopatra i wiele wiele innych a Mustafa jako wlasiciel terenowej Toyotki i firmy transportowej wozi te gwiazdy.

Kasa zaplacona z gory za cala nasza wyprawe okazala sie lekka ;] wtopa [ale tutaj chyba nie rady nie wtopic]
Auto terenowe w klima bylo ok. W Skura zwiedzilismy VII w. kazbe, dalej miasto roz, dalej wawoz dades ogladany z gory a nastepnie wawoz Todra. Faktycznie bardzo imponujacy. Mielismy male nieporozumienie dot. platnosci za lunch.Z perspektywy czasu myslimy, ze kierowca chcial sobie dorobic z wlascicielem bardzo drogiej knajpy dzielac utarg miedzy soba, bo lunch mial byc oplacony przez Mustafe a nie osobno przez nas.. no coz.. tym razem tylko troche dalismy sie zrobic w balona, a przynajmniej kierowca nie zarobil na nas. Do hotelu w Merzoudze dojechalismy o zmroku i bylismy tak wkuci na te extrasy, ktore rzekomo nie obejmowala nasza platosc, ktora zrobilismy, ze nie chcielismy nigdzie noca jechac w pustynie do jakis namiotow widmo. Sam hotel byl niczego sobie.

Nastepnego dnia pobudka o dzikiej porze g.3.45 [boze czy ja jestem na wakacjach????] co okazalo sie znowu gruba przesada i zrobieniem nas w balona. Wielblady mialy jechac 1-2 godzin w glab pustyni zeby zdazyc na wschod slonca a jechaly moze max 30 minut i tak po wdrapaniu sie na wydme czekalismy na wschod slonca jakies 2 godziny... Na sasiednie wydmy turysci z sasiednich hoteli przyszli z buta 2 godziny pozniej i mieli to samo ;/ ale z pewnoscia za mniejsza kase ;P hehehehe

Wieczorem szybko uciekalismy z tej calej szajki powiazan kolesiow Mustafy i nocnym autobusem dojechalismy do Fez

pochlonal mnie Atlas

Po pierwszej nocy spedzonej w bardzo niekiepskim hotelu w samym centrum mediny przyszedl czas na troche adventure feeling tzn... spanie na plazy pod golym niebem. Niepotrzebnie przyznalam sie ekipie,ze to jedna z moich prozaicznych niespelnionych fantazji no i nie trzeba bylo dlugo czekac na jej spelnienie heheh. Znalelismy przytulna ;] wydme, zapakowalismy sie dokladnie w spiworki po uszy i zapadlismy w sen. Po kilku godzinach wszyscy na bacznosc usiedli przerazeni, bo zaczale mocno padac a tu nie wiadomo gdzie sie chowac... deszcz byl krotki i dosc mylacy i reszte nocy dalej przespalismy spokojnie. Rano odnotowalam drobniutki piaseczek wszedzie. Nigdy nie wpadlam na pomysl robienia peelingu gardla i uszu heheh ot, taki darmowy haman zafundowalismy sobie...

Zawiedziona tym,ze w As sawirze nie spotkalam Stinga [wg przewodnikow wszelakich kupil tam posiadlosc] wyjechalismy do Imlilu tj do Atlasu Wysokiego

Pytanie za 100 punktow: ile osob w duzymi plecakami zmiesci sie do Mercedesa tzw. beczki w Polsce a ile w Maroku??? Otoz w Maroku zmiesci sie .... 6 osob doroslych i kierwca ;PP Dodatkowo poprosilismy o berberyjska goralska muzyke i klimacik zrobil sie bardzo ok:]]

Nastepnego dnia dojechaly 2 osoby tj Piotrek i Ania i nastapil podzial grupy. 5 osob poszla w zupelny hardore tj z placakiem i namiotem dookola Atlasu.Ja zostalam w trojce Piotrek+Ania z zamiarem pojscia teoretycznia latwiejsza trasa a przynajmniej z mozliwoscia noclegu w schroniskach.

No to w droge.... jako jedyni frajerzy zasuwalismy z plecakami ta traska gdzie wszyscy brali muly...Po dojsciu na zaledwie przelecz 2500 mielismy dosc a to nie byla nawet polowa trasy..Po 6 godzinach wyczerpujacej trasy dotarlismy do rzekomego schroniska i z przerazeniem odkrylismy, ze jest zamkniete.. byla godzina 15 czyli zwyczajowy poczatek pory dnia deszczowej, na powrot czasu juz nie bylo, dalej isc nie mielismy ani sily ani mozliwosci, bo wisiala nad nami grozna szara chmura. Nie bylismy pewni dokad dalej zmierzac, bo ani widu zywej duszy. Jedyny czlowiek na horyzoncie okazal sie niedorozwinietym pasterzem sliniacym sie na widok dwoch blondynek. W tym momencie podjelismy decyzje nielatwa: zostajemy w gorach. Podsumowalismy nasze zapasy: pol litra spirytusu, pol litra wody, starawy chlebek wielkosci omleta a jako spanie mielismy do wyboru szalasy dla koz: albo takie z gliniana podloga pelna kozich odchodow,ale za to metalowe drzwi chroniace od wiatru albo z betonowa czysta podloga, ale zamiast drzwi kawalek szmaty...Wybralismy ten drugi rodzaj obozowiska i juz mielismy moscic sobie gniazdko gdy z nieba [prawie doslownie] rozlegl sie spiew, ktory brzmial jak miod na nasze serca. Byla to grupa dziarskich emertytow ze spiewajacym Mohamidem schodzacym z gor szybkim krokiem, bo szara chmura stawala sie juz czarna...

Nastepne 50minut bieglismy jak kozice za naszym wybawcom w gestych strugach ostrego gradu pomiedzy struzkami blotnistych potokow w kierunku jakiejs wioski w dole... Zmoklismy bardziej niz doszczetnie, ale bylismy bardzo wdzieczni losowi, ze zeslal nam Mohamida Wybawce, bo raczej nie wyobrazam sobie jak by to bylo spedzic te noc w koziej chatynce...
Kolejnego dnia znowu musielismy wdrapac sie na te przelecz 2500m i wrocilismy w dol do naszej wyjsciowej kwatery.
4 dnia podjelismy kolejna probe zdobycia Toubkala tym razem ta rzekomo najlatwiejsza trasa. Moze i ona jest latwa, ale z plecakiem i krotka aklimatyzacja do tych wysokosci nie szlo to latwo. Przewodniki mowia o 3-6 godzinach na dotarcie do schroniska Toubkal 3207m a nam zajelo to [sic] 7 godzin. Padnieci szybko regenerowalismy sily przed najbardziej stroma koncowka...
Pobudka 5 rano i heja... To bylo naprawde cieeeezkie przezycie: pluca i serducho pracowaly jak oszalale... Na wysokosci 3800 m zaczal sie snieg i musialam zawrocic, bo moje adidaski nie sprawowaly sie wcale nic a nic i zaczelam sie za mocno slizgac.Ania i Piotrek poszil dalej.
No, za to schodzac tego samego dnia do naszej home kwatery wyprzedzalam tych wszystkich, ktorzy wyszli ze schroniska godzine przede mna. Bieglam tak bez przerwy przez kilka godzin do samego dolu. O! Tyle przynajmniej sie popisalam ;P

W Imil czekali Marcin z Agata [znajomi Tomka tego od 5 zon] i tak sformulowana 5osobowa grupa wyruszylismy w kierunku Sahary