9.10.08

Sahara

Postanowilsmy ruszyc bez zadnego przystanku w kierunku Merzuga. Znowu wiec komunikacja lokalna tym razem bez zadnej kury ;[ az dojechalismy do Ouarzazat. Wloczac sie po miescie noca szukalismy mozliwosci wymiany kasy.. zagadalismy w hotelu Mustafe, ktory okazal sie byc szefem calkiem nielichego hotelu i sie dogadalismy. Zacheceni tym, ze nie orznal nas na kursie wymiany zbytnio postanowilsmy zagadac go o te wycieczki na Sahare. Juz kilka razy wczesniej przekonalismy sie, ze czasami warto skorzystac z ich marokanskiego zwyczaju polecania jedni drugim, bo wychodzi sie na tym lepiej [czasami] . Targowanie szlo nam niezle, jako specjalny bonus dla nas wytargowalismy, ze Mustafa zafunduje nam kolacje i byla to jedna z lepszych kolacji do tej pory , ale jak sie potem okazalo jedna z najdrozszych zwazywszy na koszt calego tego dealu. Jeszcze zabral nas do hotelu zeby pokazac kolekcje swoich zdjec z roznymi gwiazdami kina marokanskiego i miedzynarodowego. W Ourzazat miescza sie mianowicie dwa studia filmowe. Tutaj krecono sceny do wielu filmow tj. Gladiator, Pasja,Kleopatra i wiele wiele innych a Mustafa jako wlasiciel terenowej Toyotki i firmy transportowej wozi te gwiazdy.

Kasa zaplacona z gory za cala nasza wyprawe okazala sie lekka ;] wtopa [ale tutaj chyba nie rady nie wtopic]
Auto terenowe w klima bylo ok. W Skura zwiedzilismy VII w. kazbe, dalej miasto roz, dalej wawoz dades ogladany z gory a nastepnie wawoz Todra. Faktycznie bardzo imponujacy. Mielismy male nieporozumienie dot. platnosci za lunch.Z perspektywy czasu myslimy, ze kierowca chcial sobie dorobic z wlascicielem bardzo drogiej knajpy dzielac utarg miedzy soba, bo lunch mial byc oplacony przez Mustafe a nie osobno przez nas.. no coz.. tym razem tylko troche dalismy sie zrobic w balona, a przynajmniej kierowca nie zarobil na nas. Do hotelu w Merzoudze dojechalismy o zmroku i bylismy tak wkuci na te extrasy, ktore rzekomo nie obejmowala nasza platosc, ktora zrobilismy, ze nie chcielismy nigdzie noca jechac w pustynie do jakis namiotow widmo. Sam hotel byl niczego sobie.

Nastepnego dnia pobudka o dzikiej porze g.3.45 [boze czy ja jestem na wakacjach????] co okazalo sie znowu gruba przesada i zrobieniem nas w balona. Wielblady mialy jechac 1-2 godzin w glab pustyni zeby zdazyc na wschod slonca a jechaly moze max 30 minut i tak po wdrapaniu sie na wydme czekalismy na wschod slonca jakies 2 godziny... Na sasiednie wydmy turysci z sasiednich hoteli przyszli z buta 2 godziny pozniej i mieli to samo ;/ ale z pewnoscia za mniejsza kase ;P hehehehe

Wieczorem szybko uciekalismy z tej calej szajki powiazan kolesiow Mustafy i nocnym autobusem dojechalismy do Fez

1 komentarz:

adadi pisze...

Hmmm widze, że jedziecie po bandzie... tak żeby nie było za łatwo;)
Ale na te wydme to nie mogliscie udać sie po prostu troche później zeby np podziwiać zachód słońca w tym Ouarzazat? My tak zrobilismy... rzeczywiscie parenascie minut spacerkiem z naszego hotelu tam było;) Najpiekniejszy, najbardziej ‘intensywny’ zachod słonca jaki kiedykolwiek widziałam... W Ouarzazat może być naprawde absolutnie błogo... pod warunkiem, ze sie nie spieszysz, masz czas na samotne włóczenie sie po wydmach, czytanie książki na płaskim dachu hotelu, i oczywiscie spokojnie dogadujesz i precyzujesz deale z lokalesami;)
A to jest oczywiscie najtrudniejsze...